za szybko, za wściekle, czas stop!!!
wałęsając się po okolicznych okolicach przypomniał mi się wypad z braciszkiem, dawno, tak jakoś ze 10 i pół gąsiora wina temu. nie miałem wtedy jeszcze swojego sprzętu więc katowałem nie swoje(czyt. pożyczony trekking), a braciszek miał makrokesza, choć kupiony na giełdzie. ale nie był to zwykły makrokesz, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że dzisiaj mało który złom z marketu mógłby się z nim równać: przerzutki chodziły jak masło, hamulce - żyletki, nic nie piszczało, a koło pozbawione jednej szprychy nadal trzymało pion; jedyny mankament to ciężka rama ale to się nie liczyło. najważniejsze, że się jechało, z bracikiem...
bez kasku, bez spd, bez tarczówek - zabawa była przednia i to było najważniejsze. a kaemy? 1 przejechany z braciszkiem nie jest równy 5k km przejechanych samemu. oddałbym swój obecny rowerek aby te czasy wróciły
fotki nic specjalnego ale mają przypominać, a nie wyglądać
wypad na hałdę, 2005r© hose
wypad na hałdę, 2005© hose
wheelie jeee!© hose
uwaga, uwaga...© hose
wheelie po raz drugi, jeee© hose
:D© hose
rower do dzisiaj zachował się w stanie niezmienionym, wystarczy trochę pokręcić przy nim i można śmigać. braciszek dalej ma długie włosy :)
pozdrower dla wspominających