Wpisy archiwalne w kategorii

niedzielne śmiganie

Dystans całkowity:7176.53 km (w terenie 1195.00 km; 16.65%)
Czas w ruchu:318:00
Średnia prędkość:22.57 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Maks. tętno średnie:131 (66 %)
Suma kalorii:2425 kcal
Liczba aktywności:96
Średnio na aktywność:74.76 km i 3h 18m
Więcej statystyk

mega dymanie pogodowe

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · Komentarze(4)
szlag! wszystkie plany je trafił. pogoda nie dała rady i od samego rana burza za burzą zmuszała nas do pozostania w domu. montowane przez Elę na dzisiaj spotkanie jednak wypaliło. późnym popołudniem deszcz ustał i mokrym asfaltem pokręciliśmy na spotkanie z sympatycznym gościem z Andrychowa - Jakubem aka k4r3l.
Choć w planach były większe górki to jednak dzień nie należy do straconych: udało mi się zobaczyć przepiękne miejsce jakim są Łupki Wierzchowskie, zwane także kaskadą Rzyczanki.


trasa: Kobiernice - Porąbka - Czaniec - Roczyny - Zagórnik - Roczyny - Czaniec - Porąbka - Kobiernice - Wilamowice - Jawiszowice - Brzeszcze - Góra - Gilowice - Wola - Międzyrzecze - Bojszowy - Bieruń Stary - Lędziny - Mysłowice

ekipa BS nad kaskadą rzeki Ryczanki © hose



trawersem po łupkowej skale, kaskada Ryczanki © hose


pogoda znów straszyła burzą, trzeba się zwijać.

BARDZO DZIĘKUJĘ ELI I PIOTROWI ZA GOŚCINĘ


pozdrower dla świetnych przyjaciół

jeżdżę, jeżdzę, nie umarłem :)

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(3)
z braku miejsca w czeluściach szarych komórek na logiczne i zwięzłe myślenie opis pojawi się jutro. poza tym jestem zły bo Holandia wtopiła :|

EDIT:

krzaczory zapuściły się na mym blogu, czasu mało, a jak już jest, to rower... w dodatku kłopoty z pecetem zmuszają do korzystania (ograniczonego) z lapka siorki. No nic, postaram się nadrobić te dwa miechy bo jest co opisywać.

Kolejne niedzielne śmiganie zaczęło się późno - ale tak to jest jak zapycha się 6 dni w tygodniu - bo około 13. Niedawno przeczytałem, że planują otworzyć na powrót Jezioro goczałkowickie dla żeglarzy. Jak niektórzy wiedzą, w latach '70/ '80 zamknięto go dla żeglugi z powodu dużego zanieczyszczenia.
Wybrałem trasę w pełni asfaltową, slicki rządzą nieprzerwanie od jakichś 3 miesięcy. pogoda idealna, noga podawała w rytm muzyki. Do Pszczyny doleciałem szybko; pewnie gdyby nie nagła ochota na lody nie spotkałbym się z Ewą. Bardzo miło, że dała cynk o swojej obecności w Pszczynie. Od tej chwili - czyt. zamku w Pszczynie - kręciłem w towarzystwie, co znacznie poprawiło mi humor.
Na Jeziorze Goczałkowice żaglówek nie było, może kiedy indziej się zobaczy.
Droga powrotna częściowo terenem przez Kobiór, na slickach da radę przejechać :D
Rozstajemy się z Ewą pod Tesco, gdzie tankowałem, potem szybciutko do domu - dzisiaj finał MŚ, a ja umówiłem się ze szwagrami na wielkie kibicowanie. Zdążyłem jeszcze zawinąć nad Zbiornik Dziećkowice, nie było to po drodze ale woda taka przyjemna była, że nie mogłem sobie odmówić.
Zrelaksowany, z naładowanymi bateriami wracałem trochę wolniej



trasa: Mysłowice - Lędziny - Bieruń Stary - Bojszowy - Międzyrzecze - Jankowice - Pszczyna - Goczałkowice Zdrój - Pszczyna - Piasek - Kobiór - Tychy - Czułów - Mysłowice: W - K - K - Dziećkowice - K - B - K


pozdrower dla spalonych

maj music festival

Niedziela, 9 maja 2010 · Komentarze(3)
po wczorajszej ulewie, asfalt-dureń znów postanowił wyschnąć. wykorzystując więc durnia i dodatkowo miłą pogodę myknąłem się odwiedzić dawno nieodwiedzane tereny. przy okazji ostrzyłem zęby na ucztę dla uszu - o czym później. zanim jednak wystartowałem, ketonal łyk, krzyżyk i dopiero byłem w stanie usiąść na zicu.
pokręciłem w stronę zalewu Dziećkowice, objechałem sobie go w połowie,

lustro wody bardzo spokojne
Zbiornik Wodny Dziećkowice © hose


potem pogalopowałem na Smutną Górę. tutaj info dla zainteresowanych, a tutaj panoramka na Beskidy z tejże góry.

wieczór się zbliżał więc pognałem czarnym szlakiem w stronę Murcek i potem Muchowca, gdzie odbywała się świetna impreza. Maj Music Festival.

na czarnym szlaku © hose


po drodze mijam dobijający widok

dzikie składowisko odpadów samochodowych © hose


rozumiem, że te części (deski rozdzielcze, rozbite reflektory, części tapicerki, i inne) nie są już nikomu potrzebne ale jakim trzeba być skurczybykiem aby to wyrzucić do lasu. kurna, ja tego nie obejmuję. kilka metrów dalej stary tapczan.
no nic.


ketonal przestaje działać...


Na Muchowcu mało ludków, tzn. mniej niż się spodziewałem. pewnie dlatego, że przez ostatnie dwa dni padał deszcz. aha festival trwał od piątku więc sporo koncertów mnie ominęło :/
jeśli komuś nudziło się, to mógł rozerwać bebechy na dwóch wyżymaczkach

karyzela, jeszcze w spoczynku © hose

karuzela, no to jazda © hose

karuzela, ugh wysoko... © hose


komuś mało? no to poprawiamy :)

karyuzela nr 2, ostro po obwodzie © hose

karuzela nr 2, kręcimy jeszcze? © hose


tylko świadomość, że stoję na ziemi powstrzymała mnie od puszczenia pawia.

pod scenę. ogrodzona od pospolitości, z rowerem nie można :/
trochę posłuchałem z dalszego planu i do domu.

trasa: Mysłowice: K - Dź - Jaworzno: Jeleń - Chełm Śląski - Lędziny - <czarnym szlakiem> - Mucki - <3S> - Muchowiec - Janów - Mysłowice



pozdrower dla imprezowiczów

małopolskie ruiny

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Mały prolog do pewnego tripu, który niebawem mam zamiar zrealizować.
Nie ma co opisywać. wyjazd później niż zakładałem, wmordewind na deser. Pierwotnie (heheh jak zwykle) był najazd na Trzebinię od strony Olkusza. kiedyś tam dawno temu zawróciłem z owej trasy. dzisiaj więc miałem chęć poznać dokładniej co tam piszczy. Jak wcześniej wspomniałem wmordewind wiał - od wschodu - więc nie denerwowałem się nim zbytnio bo wiedziałem, że będę wracał na lajcie. Oprócz wietrzyska pogoda świetna. I właśnie dobre warunki spowodowały zmianę kierunku na Krzeszowice, a potem Alwernię. Nie mogłem pominąć Tenczynka, który jest obowiązkowym punktem na tej trasie. W drodze powrotnej zachciało mi się podjechać pod Lipowiec. podjazd miódek, zjazd równie smaczny - kit, że klocki starły się do granicy i ledwo wyhamowałem w slickach :) Więcej przygód nie było, no poza dźwięczącą tarczą (?).

zdjęć nie ma (a nagoniełm się z self-timerem :| ) bo siorka skasowała, eh



trasa: Mysłowice - Jaworzno - Bukowno - Żurada - Niesułowice - Lgota - Ostrężnica - Krzeszowice - Tenczynek - Rudno - Nieporaz - Regulice - Alwernia - Kwaczała - Babice - Wygiełzów - Żarki - Libiąż - Chełmek - Chełm Śląski - Imielin - Mysłowice




pozdrower dla pogromców ognia

varicella

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(4)
f pytke jeża! minął prawie kwartał roku, a ja muszę budować formę od nowa. sponsorem tej sytuacji jest niejaki Herpes virus varicellae - pies go trącał :\ Analizując teraz ostatni wpis (czyt. ostatni wypad do Pszczyny) wiem, że to nie był spadek mocy - po prostu jechałem w mega wielkiej gorączce i nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Tak więc zaraz potem walnąłem na wyro jak kłoda i leżałem przez kilka dni. jedyne co mogłem(musiałem) zrobić to odwiedzić lekarza i aptekę.
Pierwszy raz w życiu pudrowałem sobie twarz, choć resztę ciała też i tak naprawdę to pomagała mi siostrzyczka, za co będzie nagrodzona.
Koniec końców skończyło się na totalnym osłabieniu, spadku na wadze -4 kg, rozstrojeniu organizmu i straceniu formy - do zera. Cieszę się jednak bo nie mam żadnych komplikacji, w moim wieku to już nie przelewki.

A skoro już mam wrócić do formy to trza jeździć; odwiedziłem więc siostrzyczkę. Trudno w to uwierzyć ale tak ciężko nie jechało mi się nigdy wcześniej. Żadnej mocy w nogach, a kiera też dziwnie się prowadziła. Z resztą staty mówią za siebie: godzina jazdy i miałem dosyć



trasa: Mysłowice: K - K - B - K - K



pozdrower dla odpornych

myślenie zaporowe

Niedziela, 4 kwietnia 2010 · Komentarze(8)
Jestem na siebie zły, że jestem tak głupi, iż pomimo wielu potknięć często popełniam te same błędy. Najgorsze jest to, że pcham się w jakieś bagno wiedząc o jego konsekwencjach i jakaś dziwna nie-moc nie pozwala mi przeciwdziałać takiemu postępowaniu.
Teraz wyjaśnienie tego pokręconego wstępu. Urodził się dzisiaj w moim chorym móżdżku pomysł na dalszy wypad. Pogoda ładna, choć mogłoby być cieplej. Oczywiście moim - głupim - zwyczajem zwlekałem ze startem do godzin popołudniowych. Zanim cokolwiek ruszyło studiowałem mapę w poszukiwaniu ciekawych miejsc - bez efektu.
Wyjeżdżam po 14-tej i kieruję się na południe - hehehe :) - jechałoby się lepiej gdyby wmordewind zrobił sobie święto. No cóż, nie mam wpływu ma przemieszczające się masy powietrza.
AAA i tu wcisnę notkę, że poza fonem, osobistą orkiestrą przenośną i łatkami zabrałem bidon wody. żarła nic.

Popędzam więc świetną ścieżką rowerową w Bieruniu, której mogłoby pozazdrościć niejedno miasto - szkoda, że tak krótką.

ścieżka rowerowa w Bieruniu © hose


zad © hose


Dalej kieruję się do Bojszów, skąd niedaleko do Jankowic i Pszczyny.
Woda skończyła się przed Bojszowami, orkiestra zamilkła jakiś czas później. W Pszczynie, jak w Pszczynie: dużo ludu, które wyległo po wielkim świątecznym popasie. Jakiś neuron zaspał i zamiast przekazał informacji o szybkim uzupełnieniu płynów, inny wykorzystał chwilę i kazał pedałować w kierunku zbiornika goczałkowickiego

zbiornik goczałkowicki © hose


chociaż wody pitnej tu pod dostatkiem to wracam na pustym baku. Szczyt głupoty bierze nad rozsądkiem i każe wracać do domu o suchym pysku w nadziei, że znajdzie się coś po drodze.

O ile teraz jechało się łatwiej - wiater w plecy - to coraz częściej zaspany neuron dawał znać o braku wachy
W Bojszowach kryzys jakiego nie pamiętałem. Pulsometr wskazywał tętno 136 natomiast ja czułem się jakbym cisł na maratonie ostatkami sił. Chwila odpoczynku na przystanku i gramolę się dalej.
W Bieruniu wybawienie dla mojego durnego mózgu - tanksztela. sznikers i woda energetyczna stawiają mnie na nogi.
No jakoś dotaszczyłem do domu te przeszczepy.
masakra.



trasa: Mysłowice - Lędziny - Bieruń Stary - Bojszowy - Międzyrzecze - Jankowice - Pszczyna - <zbiornik goczałkowicki> - Pszczyna - Jankowice - Międzyrzecze - Bojszowy - Bieruń Stary - Lędziny - Mysłowice



pozdrower dla mądrych ludków

zaległości

Niedziela, 21 marca 2010 · Komentarze(8)
zaniedbałem mocno bloga ale postaram się nadrobić zaległości, przez ten okres niebytu na BS jeździłem - choć nie wiele - więc trochę wpisów się pojawi.
Gwoli wyjaśnienia: w pewnym momencie czytanie wpisów na BS zajmowało mi wiele czasu, który 'kradłem' na rzecz innych obowiązków. Obiecałem sobie, że teraz na lekturę wpisów będę poświęcał tyle czasu ile to będzie konieczne - nie więcej.



Trochę inaczej wyobrażałem sobie tegoroczne śmiganie. Od początku roku miałem więcej jeździć, ekslorować nowe miejsca. Życie zweryfikowało inaczej i wyszło psinco. Okazji do szaleństwa w zimowej aurze było sporo ;) nawet powiem, że w pewnym momencie miałem już dosyć śniegu. Nawet moja zimówka dawała znaki, że sól dała jej już ostro w rury :D Toteż gdy tylko nadeszły pierwsze roztopy począłem spieszne przygotowania do jazdy na maxa. najpierw trening(choć sam rozruch zacząłem wcześniej) potem oględziny fruwającej miotły. i tu zonk :| stery skończyły żywot. amor.. staremu poczciwemu XCP75 zardzewiała goleń i nawet ortopeda we własnej osobie nie był mu już w stanie pomóc. dalej: brak klamek i manetek(kl-manetki otrzymała w spadku zimówka) licznika też mi cię nie chciało przekręcać więc wszystkie te części zostały na nowo zakupione. W sumie kupno i zebranie części zabrało mi trochę czasu, samo gruntowne czyszczenie, złożenie i regulacja to kwestia kilu godzin.

Tak więc w sobotę moja miotełka była gotowa do zamiatania. Aleeee nie tak prędko. Siostrzyczka zadbała, żebym wcześniej 'odpoczął' po trudach serwisowania i zaprawiła mnie do pilnowania małego(o czym wspomnę też we wcześniejszych wpisach)

Dzisiaj rankiem przelotny deszczyk wywołał u mnie przelotny strach, gdy tylko wyszło słonko każda część mojego ciała mało nie wybuchła z rozpierającej energii. Umówiłem się, że dostarczę ważną przesyłkę do gości z Wrocka. Musiałem tylko przywieźć ją do Zabrza - do jakże kochanych przyjaciół :)
Z początku pedałowałem ostro - jakby wypuszczony po kilkuletnim więzieniu - i dopiero zadyszka ostudziła mój zapał.
Do Katowic towarzyszył mi wmordewind. Potem jakby tego było mało odezwała się mżawka, co tam jadę dalej. Bytom to już kapuśniaczek nie na żarty, a im dalej (bliżej) Zabrza tym gorzej. W niektórych miejscach musiałem się taszczyć opłotkami aby wredne blaszaki mnie nie chlapały. Docieram na miejsce spóźniony o ponad godzinę :/ ale to nie przeszkodziło aby chwilę porozmawiać, dowiedzieć się co słychać itp. itd.
Powrót był trochę ciekawszy. jechałem za wiatrem więc do Kato dojechałem bardzo szybko. chyba za szybko bo deszcz sobie o mnie przypomniał i walnął z taką siłą, że do domu wróciłem całkiem przemoczony. ciuchy to nic ale moja kochana miotełka rzęziła okropnie. żal jak cholera. ledwo wypucowana, a już nadaje się do kolejnej konserwacji.
Na dobranoc dostała jeszcze mocny prysznic

trasa: Mysłowice - Katowice - Chorzów - Bytom - Zabrze - Bytom - Chorzów - Katowice - Mysłowice



pozdrower dla BS-owej ekipy

nocne emo

Niedziela, 27 grudnia 2009 · Komentarze(4)
wiele już widziałem ale dzisiaj pamięć poszerzyła się o kolejne niezwykłe zjawisko: jakaś emo-nastolatka, góra 17 l. niskie trzewiczki, niby-mini na tyłku(pasek materiału o szer. ~30 cm), kurtała rozmiar chihuahua, brak dodatkowych akcesoriów ogrzewających
zaobserwowano: niedaleko SCC, godz. 23:11, ok. -7°C
wymiękłem



trasa: Mysłowice - Katowice - Mysłowice



pozdrower dla dziwnych ludków