Wpisy archiwalne w kategorii

wyścigowo

Dystans całkowity:516.34 km (w terenie 205.00 km; 39.70%)
Czas w ruchu:25:24
Średnia prędkość:20.33 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:103.27 km i 5h 04m
Więcej statystyk

race

Sobota, 27 czerwca 2009 · Komentarze(0)

BARDZO DZIĘKUJĘ Panu Marcinowi Drewniakowi i jego sympatycznej żonie za transport i miłą rozmowę, mam nadzieję nie pierwszą i ostatni

Sobota, 6 grudnia 2008 · Komentarze(3)
Mini Nocna Masakra


Nie wiem od czego zacząć, dlatego na początek czuję się zobowiązany zrobić chociaż tyle:
BARDZO DZIĘKUJĘ Panu Marcinowi Drewniakowi i jego sympatycznej żonie za transport i miłą rozmowę, mam nadzieję nie pierwszą i ostatnią ;)
Podziękowania również dla reszty organizatorów i ekipie obsługującej masakrę.

Teraz do rzeczy.
Od jakiegoś tygodnia namawiany przez Monikę kombinowałem tak aby ustawić sobie wolne na sob./niedz. W międzyczasie 'trenowaliśmy' razem z Monią wieczorami w pobliskich (czyt. murckowskich) lasach :) W końcu przyszła niecierpliwie wyczekiwana sobota. Raniutko pozałatwiałem co było potrzebne i kierunek: Wrocław. (...)
Wysiadka w Oławie (dzięki Piotrek za radę) i dalej DK 94 w stronę Kotowic na umówione miejsce spotkania z resztą ekipy BS w składzie: Asia,Darek,Filip,Błażej,Monika,Piotrek,Krzysiek i Michał

Docieramy do Rybaczówki - bazy rajdu gdzie czekają na nas Monika i Michał z Cyklotrampu.
Potem następują po sobie kolejno: zapisy i odbiór kart startowych, zapoznanie się z instrukcjami i odebranie map.
I jazdaaaaaaa! ale nie za szybko; wpierw dokładne przestudiowanie mapy, potem ustalanie strategi - chyba jakaś tam była :D - i jako jedna z ostatnich ekip wyruszamy w teren.

Opisy poszczególnych PK sobie daruję bo w momencie pisania tegoż wpisu nie pamiętam dokładnie jak to było i nie chcę czegoś przekręcić.

Po wkrótce wyglądało to mniej więcej tak: pierwsze kilka punktów znaleźliśmy po dość długim czasie, potem szło coraz lepiej. Jazda w terenie, błocie, w kałużach, po polach, po niebezpiecznie śliskiej nawierzchni typu 'kocie łby' umilały nam przemierzane w ciemnościach kilometry :D Na trasie spotykaliśmy się z przeróżnymi sytuacjami: spotkania z innymi uczestnikami, bliskie spotkania 3-go stopnia z dziwnymi osobnikami zamieszkującymi tamtejsze rejony, którzy byli jeszcze bardziej zdziwieni niż my sami. Zdarzały się komiczne sytuacje: dziwne gleby, podparcia głowami (buhehehe) i całkiem bekowe - zakopanie rowerem w błocie XD Nie obyło się bez awarii: kapeć, urwany wentyl (ja) i uciekające powietrze bez zgody właściciela.

Koniec końców zdobyliśmy wszystkie punkty i zmieściliśmy się w ograniczonym czasie. Na metę docieramy w pełnym składzie.
Zamiast żurku czeka na nas pyszny bigos i herbatka.
Chwila lub kilka chwil odpoczynku i zbieramy się w drogę powrotna do Wrocka.
I tu czekał mnie zonk - urwany wentyl do reszty trafił szlag i po przejechaniu kilkuset metrów dalej nie dało rady jechać.
Przed niechybnym zamarznięciem tyłka uratowali mnie wspomniani na początku P. Drewniak. Na moje szczęście wracali niedługo po naszym wyjeździe więc złom poszedł na bagażnik, a ja w ciepełku dotarłem w okolice mieszkania Asicy - podziękowania za nocleg i śniadanie :)





trasa: Mysłowice - Katowice <dworzec pkp> - .:p:.:o:.:c:.:i:.:ą:.:g:.:i:.:e:.:m:. - Wrocław Oława - Groblice - Kotowice - <gdzieś po okolicy> - Kotowice - samochodem - Wrocław



zdjęcia dostępne dzięki uprzejmości innych uczestników rajdu



organizatorzy



na najdłuższym moście we Wrocławiu


gdzieś na trasie...


ekipa BS w pełnym sładzie


UFO?


w bazie, po powrocie



pozdrower dla wszystkich zmasakrowanych

cykloza nie zna granic...

Wtorek, 11 listopada 2008 · Komentarze(4)
cykloza nie zna granic...
1-sza w nocy, listopad, a my we trójkę (Asica, Kosma i ja) lansujemy się po Katowicach i Sosnowcu :D no ale takiej okazji odpuścić nie mogłem

rano czeka mnie jeszcze jeden wypad - mniam

no więc przejechałem się na zawody MTB "u Księdza" w Jaworznie-Pieczyskach :)
nie brałem udziału w zawodach bo z góry wiedziałem, że nic z tego dobrego nie wyjdzie, może za rok...
bawiłem się w fotografa

trasa I: ...Sosnowiec - Katowice - Sosnowiec - Mysłowice
trasa II:Mysłowice - Sosnowiec - Jaworzno - Mysłowice


pozdrower dla zakręconych ludzi

BikeOrient 2008

Sobota, 21 czerwca 2008 · Komentarze(2)
BikeOrient 2008

pobudka o 6 - jak dla mnie to b-a-r-d-z-o wcześnie :) ale jakimś cudem byłem w pełni wypoczęty. niestety, nie wszystko jest ok. pogoda się deczko popsuła i lekko pokropiło. na dodatek prawe oko mocno piecze - to skutek głupoty i bezmyślności, trza było się nie wychylać za okno pociągu. następnie wielgachne śniadanie i próba zniwelowania bólu oka - bezskutecznie, szlag... przez moment pojawia się myśl o wycofaniu ale tylko przez chwilę.
zapakowanie klamorów, czyli haka holowniczego, spadochronu, maski gazowej, wiaderka i łopatki do piasku, kotwicy zajęło chwilę :P -żart-
zabrałem, to co było najważniejsze i dalej do Wolborza.
Odbieram numer startowy, koszulkę itp,
Zapoznaję się z Agenciarą, Flashem, Kitąxc, Pixonem, Xanagazem, Tomalosem, Silenozem, Pyszardem Kosmą, Asicą i Maćkiem . Zostawiam niepotrzebne ;) rzeczy w samochodzie pyszarda.

ostatnie manipulacje przy rowerach i stajemy na starcie


dostajemy taką mapę


neurony szaleją...


Pixon już wie gdzie jechać :D


Godzina 10 i wyyyyyyyyyyystartowali


Nie ma szarpaniny, spokojna jazda pod eskortą radiowozu, za najbliższe skrzyżowanie z drogą E67, gdzie każdy decyduje sam jak chce jechać.
Jedni jadą w lewo, inni w prawo. Ja decyduję się jechać z Kita i Flashem, pierwszy ma mapnik, a obaj nadają dobre tempo :D

Jako pierwszy obraliśmy PK 8. nie dojechaliśmy tam jednak razem, po drodze zostałem trochę z tyłu, tak to jest jak się jedzie z wymiataczami, Kita pruje po szutrze 40-tką, a Flash - nie ustępując mu prędkością - jedzie z sztywnym widelcem o.O - masakra.
doganiam w końcu Flasha ale tylko dlatego, że jedzie na slickach i zaliczył glebę w mokrej trawie, zapewnia jednak, że wszystko jest OK więc jadę dalej, jak się później dowiedziałem złapał za chwilę snejka.

PK 8 odnalazłem dzięki pokierowaniu grupy, która już ten punkt zaliczyła - ja krążyłem wokół niego nadrabiając co najmniej 1km.

Następnym obranym punktem był PK 2. część trasy przejechałem sam, 'zwiedzając' czerwony szlak, a przy okazji raniąc się na ostrężynach.
Doganiam w końcu większą ekipę. Szalejemy z Kitą i odstawiamy całe towarzystwo w tyle; gdyby nie to, że jadę za nim w tunelu nie utrzymałbym takiego tempa.
na kilka km przed PK 2 zaczynają się piachy - hardkor.
w końcu mi się udaje - szczęśliwy


chwila na złapanie oddechu. zostawiam Kitę i ruszam dalej, do PK 9. Znowu ten piach, łańcuch rzęzi, kilkaset metrów trza iść pieszo. Po drodze mijam wyraźnie wkurzonego Pana Krzyśka
, przy okazji dodam, że jadąc do PK 8 prawie się z nim zderzyłem, gdzieś chyba zabłądził skoro przy PK 2 był po mnie.

Zostawiam Jezioro i piachy za sobą, dołączam do dwóch bikerów. Chwilę później dogania nas też Kita - musiał nieźle zasuwać po tym piachu skoro mnie w tak krótkim czasie dogonił.
Wbijamy się na asfalt, noga dobrze podaje, znów jedziemy z Kitą we dwójkę. Prędkość poniżej 35 nie schodzi, ba na jakimś podjeździe jedziemy coraz szybciej - coś ponad 40 O.O - o żesz! To nie na moje siły i zostaję coraz bardziej w tyle.

no i pojechał


Gubię się, wiem, że nie pojechałem w stronę 9-tki i że jestem niedaleko 5-tki. decyduję się jednak na powrót.
Doganiam małą grupkę i przez chwilę nie kręcę sam.


Przejeżdżamy przez zaporę na Jeziorze Sulejowskim, nie zatrzymujemy się jednak na focenie.
Grupa rozbija się: większa część jedzie w stronę 10-tki - wszystko wyżreć :D kilka osób jedzie do 9-tki. Za chwilę jednak rozdzielamy się i ja jadę drogą o wiele krótszą.
W bidonie pusto, żar leje się z nieba, sklepu ni widu, ni słychu. Ratuje mnie gość z stacji LPG, mineralka + tablet energetyczny to jest to!
przed 9-tką dołączam do sporej grupki, jest min. Rafał z PGR, Xanagaz, Silenoz. Jedziemy przez jakieś chaszcze, mogliśmy drogą ale...
Na 9-tce postanawiamy jechać na PK 1 - najdalej wysunięty punkt.
Przy wyjeździe z lasu spotykamy Kitę - skubany był już na 5-tym PK <wow>.

PK 1 nie było trudno znaleźć więc łyknęliśmy go dosyć szybko.
Następnie asfaltem w stronę PK 4. Po drodze tankowanie.
Równie łatwo znaleźliśmy 4-kę, tak nawiasem to nas trochę pokierowano ;)

na PK 4


Następnie obraliśmy kierunek na 3-kę. Ten punkt tez łatwo znaleźliśmy, choć w pewnej chwili rozbieżność zdań, którędy mamy jechać była wielka :)

PK 3 moim zdaniem był jednym z ciekawszych punktów do zaliczenia ale nie był nie do zdobycia. Przyznam, że organizatorzy popisali się fantazją :D

PK 3


i droga do niego
fajnie nie?

chociaż komary siekły niemiłosiernie, muchy natarczywie atakowały kończyny ale chwila na złapanie tchu
i dożywianie była

O ile dotychczasowe punkty odnajdywaliśmy sami bądź kierowani wskazówkami innych uczestników o tyle PK 7 był tak usytuowany, że wiele osób miał problem ze znalezieniem go; nie tyle błądziliśmy, co szukaliśmy go na stoku wysoczyzny. Być może jeśli ten stok miałby kilkadziesiąt m długości nie sprawiłoby to nam tyle 'zabawy'. Ten punkt też uważam za jeden z ciekawszych. Był dobrze ukryty i tylko szczęście sprawiło, że go odnaleźliśmy.

7-ka i jego strażniczka Kasia :)


znalazł się też Kita
zdjęcia mają dziwną datę, ale na pewno są z BO '08


Następnie pojechaliśmy do PK 6. I tu, ze znalezieniem było dosyć ciekawie. Do pewnego momentu dobrze skręcaliśmy. I może byłoby tak do końca gdybym nie to nie ja poprowadził - summa summarum wracaliśmy się spory kawałek :)

Teraz jechało nam się łatwiej, może to ze względu na to, że PK 10 był punktem żywieniowym :)) Dojazd asfaltem, a że ja prowadziłem :] to średnia trochę wzrosła.
Na 10-tce mała wyżerka i hajda w stronę 5-tki.

Niestety przy wjeździe na żółty szlak zgubił się Rafał :/ szkoda bo tyle z nami przejechał. Żółtym szlakiem jechało się bosko ^^ szuter, żadnych wertepów, równiutko - droga jak marzenie.

PK 5 był łatwy do odnalezienia, więc bez większych przeszkód zamknęliśmy kasownik na ostatnim, wolnym miejscu na karcie kontrolnej.
niezapomniany był jednak widok, a raczej mina Pixona, z którym minęliśmy się w drodze powrotnej - chyba nas się w tym miejscu nie spodziewał :D

Trochę poluzowaliśmy i focić mi się zachciało


to sem jestem ja


Do końca prowadziłem ten peletonik ja więc znów trochę podkręciłem tempo.


Sama ońcówka to bardzo przyjemny sprincik - nie dali mi rady ;]

Ne mecie czyli starcie czyli obok GOKu poznaję resztę ekipy BIKEstats: demvariego kobrę djk71, dmk77,wrk97 oraz anetkę cykorka i Igorka

Ale jak zwykle o czymś zapomniałem :D

ja tu spokojnie sobie gryzę kiełbaskę


i spostrzegam, że nie oddałem karty kontrolnej - LOL. szybko się zbieram i idę się dowiedzieć gdzie ją oddać - nie musiałem się nikogo pytać - zawołali mnie sam, cóż zdarza się zapomnieć

Przyszedł też czas na najlepszą cześć całej impry czyli ogłoszenie wyników i losowanie nagród - zaszczyt ten przypadł Igorkowi
Nie zdziwi nikogo oczywiście fakt, że najliczniejszym teamem na BO była ekia BIKestats :)


gdy już opadły wrażenia przyszła kolej na sesję zdjęciową

no to lecimy:

w doborowym towarzystwie (:


BIKEstats Team



a wieczorkiem

wieczorkiem był grill :D





Sama impreza był przeprowadzona wzorowo - przynajmniej wg mnie. Organizacja na 6, niczego nie można zarzucić organizatorowi, nie było żadnych niedociągnięć
Dodatkowo mogę pochwalić za to, że pomimo oddania karty kontrolnej po czasie zostałem sklasyfikowany w takim czasie, w jakim dojechałem normalnie na metę.
było wspaniale i już dzisiaj wiem, że za rok znów tam będę.


klasyfikacja
36 miejsce z czasem 07:19:34 , zaliczonych PK 10






fotki pochodzą z różnych źródeł, jakiekolwiek roszczenia do nich proszę przesyłać na maila



pozdrower dla całej ekipy BIKEstats

[b]MTB SILESIA CUP 2008[/b]<br

Sobota, 31 maja 2008 · Komentarze(12)
MTB SILESIA CUP 2008

51 km w czasie 2:10:09,22 co dało mi 12 miejsce w giga open oraz 6 w kat. wiekowej


od kilku dni miałem kłopoty ze sprzętem. łapałem kapcie, przerzutki nie chodziły jak trzeba. dodatkowo po wczorajszej masie z przedniego koła ulatniało się powietrze - nie zidentyfikowałem skąd ale dętka poszła out.
W sobotę z rana oczywiście zaspałem i nie miałem czasu zjeść porządnego śniadania więc po drodze przemieliłem 3 snikersy i zapiłem to litrem energetyka - hardcore.
W Katowicach dołączyli do mnie Monika i Piotrek, a w samym parku czekał na nas Rafał.
na miejscu (czyt. w WPKiW) byliśmy stosunkowo wcześnie więc czekanie na numer startowy nie zajęło nam wiele czasu. potem czekanie na start. Im bliżej było do niego tym bardziej się wszyscy denerwowali i dawało się odczuć rosnące napięcie.
w końcu start pierwszego zawodnika o 11 i teraz to nerwy już szalały.
mój start był przewidziany na godzinę 11:49 ale z przyczyn niezrozumiałych (dla mnie) wystartowałem o 11: 48:30 o.O
na 7 kilometrze poczułem groźne osłabienie i jestem pewien, że gdybym w tej chwili przesiał kręcić pewnikiem bym zemdlał. po 100m przeszło. co jakiś czas wyprzedzam zawodników. słońce praży strasznie, w schnie momentalnie.
na drugim okrążeniu nie łapię izotonika i przez kilka km jadę o suchym pysku. 44 km i przychodzi kryzys. ledwo żyję, a na trasie nikt z zabezpieczających trasę nie ma nic do picia. w końcu ktoś znajduje butelkę mineralki, a chwilę potem dostaję powerade'a i po kilkuset metrach znowu przychodzą siły i jadę na maxa.
na mecie zalewanie siebie czym się tylko da :)

- już po wyścigu :)


więcej zdjęć z MTB Silesia Cup tutaj







pozdrower dla wszystkich uczestników