aua... ten wpis jest dowodem na to, że jestem gupi :-) umyśliłem sobie dzisiaj, że na zajęcia pojadę rowerkiem >:] z rańca pogoda nie wyglądała dobrze ale około południa wyschło to co nakropiło i zapowiadało się dobrze. obiadek, herbata i myk do budy. deszczyk jednak nie wytrzymał i musiał lekko siknąć; co tam - przeca sie nie utopie. ale ostatnio mam jakieś 'szczęście' do urozmaiceń na rowerku więc i dzisiaj mnie ono nie opuściło. moim błędem było niedostosowanie jazdy do warunków, po trosze pycha, i może chęć zaszpanowania? nie wiem. na pewnym zakręcie dosyć ostrym(w dodatku z górki) zawsze jadę co najmniej 30 i zawsze zostawiam w tyle sznurek balszaków. tylko, że to zawsze jest przy suchym asfalcie... dzisiaj było lekko ślisko, więc zanim z mojej twarzy zniknęła mina zdziwienia przejechałem dupskiem po asfalcie - tak z 10m żeby nie przesadzać. ofiar nie było, szkoda mi tylko rozprutych gaci, siodełka, butów :/ miałem jednak szczęście - nie wytrąbiłem pod żaden samochód ;) tylko pupa bolała na zajęciach.
W sumie to BS jest jakoś zaraźliwy...Jak zaczął się śnieg to u wszystkich, jak ktoś zobaczył sarenkę to zaraz następni też, kiełbaska i..., ktoś się ubrudził to... itd. Teraz seria wypadkowa. Trzeba ostrożnie czytać te blogi, żeby niczym się nie zarazić... ;)
Moje kolano wyglądało tydzień temu niemal identycznie. Do tego bark bolał jak... mocno. Do teraz pobolewa. Żeby było zabawniej - jechałem lekko z górki w mżawce i wpadłem w poślizg. Wiedz, że doskonale Cię rozumiem:)