jedna ze szprysi poszła w... cholere. nie wiem jakim cudem i gdzie. zauważyłem dopiero w serwisie rowerowym na Brzęczkach gdzie dokręcałem kasetę. koło mocno bije ale jakoś da się jeździć, byle do poniedziałku. w Katowicach była dzisiaj jakaś akcja promująca rower i stała tam bryka moich marzeń, niestety fotek nie mam :( spotkałem za to bikera z Bydgoszczy, który wymiata na trekingu, studiuje na polibudzie i już jesteśmy kumplami - będzie z kim śmigać :D :D
deszcz, syf i powalające miny gapiów czyli jazda w czasie burzy :D efekt był chyba mocny bo 2 razy miałem przyjemność zmoknąć. dzisiejsza trasa przebiegała głównie drogami leśnymi; trochę kołowania.
na koniec dnia rower jest jedyną rzeczą, która jest w stanie naładować moje baterie na kolejny dzień. Paradoksalnie wysiłek nie powoduje zmęczenia, a wręcz niesamowite odprężenie :) Do tego jazda wieczorem [czyt. o zmroku] przysparza wrażeń dodatkowych wrażeń, szkoda jeszcze, że z nikim nie ma pośmigać :/
powrót do normalności czyli jazda w samotności, normalna średnia, znajome tereny. dzisiaj rundka wokół wielkiego komina po drodze spotkałem Przemka(pmol) ale zdążyłem tylko krzyknąć do niego sieeemaaaa :)