najpierw na uczelnię po wpis - no i pani doktor nie było. potem do roboty (5h wysilania jadaczki i oczu). w drodze powrotnej prułem jak dziki ale i tak 4 km przed chatą złapał mnie deszcz.
pogoda niezbyt miła: słońce świeciło, rzadkie chmurki ale wiatr od zachodu straszny, przejmujące zimno. pomimo to musiałem dzisiaj wykonać pewną operację, do której się zobligowałem, mianowicie musiałem zabrać kilku młodocianych na wycieczkę rowerową do niedalekich Lędzin. gdyby nie to zobowiązanie na pewno nie ruszałbym się w taki zimno z domu. ale jak mus to mus. po drodze masakra - po wczorajszej burzy pełno kałuż, młodzi mieli niezły popas w tym świństwie, ja nawet przez chwilę chciałem sam popluskać, ocuciła mnie wizja zasyfionego napędu :D po południu wiatr ustał i zrobiło się cieplej, popedałowałem więc po ksero notatek na exam.
10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, 0 TEST odebrałem zaplecione koło @_@ *_* ^_^. chodzi niesamowicie lekko. nie jest to jakiś super wypas ale porównując do mojego poprzedniego - bez porównania: lżejsze, na pewno wytrzymalsze, mniej oporów, ba żadnych oporów. no może trochę głośniejsze jest ale to sprawa lansiarskiego cykania bębenka.
trasa: <_______________________________________________________________> coś koło tego :P
tylne koło ledwo zipie. nie dość, że obręcz stuknięta to do tego doszedł pokaźny luz na bębenku - mam magiczne przerzutki-samozmieniajki. trzeba będzie coś z tym zrobić... dzisiaj miałem przyjemność pojeździć z Moniką. dawno nie jeździliśmy razem więc była też okazja na pogaduchy.
znalazłem magików, którzy przywrócili świetność mojej ramie za bardzo niewielką sumkę złociszy. daleko szukać nie musiałem, więc jeśli ktoś będzie potrzebował pospawać ramę to zapraszam :)
trasa: z tego wszystkiego zapomniałem gdzie jeździłem :D
umówiłem się na wieczór z Moniką na przejażdżkę. zanim jednak dojechałem na miejsce spotkania zostałem przywitany - i tu niespodziewajka - nie tylko przez Monikę ale również przez Marcina, który ostatnio sprawił sobie niezłą brykę. Tym razem to ja poprowadziłem trasę. jazda lasempo zmroku jest wyśmienita ale tylko jak się ma porządną lampkę. mam nadzieję, że jeszcze kiedyś w trójkę pojeździmy.
trasa: Mysłowice: K - W - Katowice: Murcki - Mysłowice: W - Katowice: Kostuchna - Murcki - Mysłowice
rano do pracy. wyjechałem 5 min później niż zwykle więc trza to było gdzieś nadrobić :] padło na pewnego żółciutkiego busa, może kiedyś zamieszczę zdjęcie. do pracy zdążyłem na czas. po robocie do Bytomia na spotkanie w celu ubezpieczenia na życie - przyda mi się. znów załapałem się na przegubowego żółtka, numer 830 :D w Bytomiu wypas - korek jakiego nie widziałem jeszcze nigdy, coś się musiało fajczyć bo na kilku krzyżówkach stały misie kierujący tym burdelem na kółkach, mijałem też kilka wozów straży poż. symulacja mojego ubezpieczenia i wracamy do domu. ale zaraz dzisiaj masa... jest 18 a ja jeszcze w Bytomiu, może zdążę se myślę i strzała w kierunku Kato. I tak jakoś się złożyło, że na jakiś światłach dopadłem cysternę. była zatankowana na max więc nie było problemu z przyspieszeniem. Vmax 67 km/h. pół godziny później dołączyłem do masonów na rondzie i jechałem z nimi do końca przejazdu.
pewnie nikt nie uwierzy ale ten wypad nie był planowany w takiej wersji. Cała trasa była 'wytyczana' na bieżąco. Na początku miała być spokojna przejażdżka gdzieś po okolicy (hehehe jak zawsze) ale tak wypadło, że oczy moje dostrzegły w oddali majaczące góry. nawet nie kombinowałem, oczy i nogi same niosły, no rower pomagał :D Tak więc jakimś cudem znalazłem się na Hrobaczej Łące, potem Przegibek, a później poleciało jak z górki - B-B, Czechowice, Goczałkowice, Pszczyna, Tychy... jechało się dziwnie bo np. na zjeździe z Przegibka miałem wmordewind i nie dało się więcej wyciągnąć jak 65km - szkoda >:) W Pszczynie dopadł mnie mały głód i pokusiłem się na jakiegoś megachickena - nigdy więcej tego shit'u :| jedynym plusem było zapchanie żołądka. Pogoda dopisała, nie miałem ze sobą aparatu - aj na Hrobaczej były przepiękne widoki. szkoda tylko że jechałem sam :(