rano do pracy. wyjechałem 5 min później niż zwykle więc trza to było gdzieś nadrobić :] padło na pewnego żółciutkiego busa, może kiedyś zamieszczę zdjęcie. do pracy zdążyłem na czas. po robocie do Bytomia na spotkanie w celu ubezpieczenia na życie - przyda mi się. znów załapałem się na przegubowego żółtka, numer 830 :D w Bytomiu wypas - korek jakiego nie widziałem jeszcze nigdy, coś się musiało fajczyć bo na kilku krzyżówkach stały misie kierujący tym burdelem na kółkach, mijałem też kilka wozów straży poż. symulacja mojego ubezpieczenia i wracamy do domu. ale zaraz dzisiaj masa... jest 18 a ja jeszcze w Bytomiu, może zdążę se myślę i strzała w kierunku Kato. I tak jakoś się złożyło, że na jakiś światłach dopadłem cysternę. była zatankowana na max więc nie było problemu z przyspieszeniem. Vmax 67 km/h. pół godziny później dołączyłem do masonów na rondzie i jechałem z nimi do końca przejazdu.
źle się jedzie na zimnym rozruchu; zazwyczaj nie robię żadnej rozgrzewki przed jazdą ale zazwyczaj jest mi ciepło. krótkie gatki i cienka koszulka z długim rękawem to ni był dobry pomysł na tak chłodny poranek. cóż jazdę umilał wmordewind :) do roboty i nazot
pewnie nikt nie uwierzy ale ten wypad nie był planowany w takiej wersji. Cała trasa była 'wytyczana' na bieżąco. Na początku miała być spokojna przejażdżka gdzieś po okolicy (hehehe jak zawsze) ale tak wypadło, że oczy moje dostrzegły w oddali majaczące góry. nawet nie kombinowałem, oczy i nogi same niosły, no rower pomagał :D Tak więc jakimś cudem znalazłem się na Hrobaczej Łące, potem Przegibek, a później poleciało jak z górki - B-B, Czechowice, Goczałkowice, Pszczyna, Tychy... jechało się dziwnie bo np. na zjeździe z Przegibka miałem wmordewind i nie dało się więcej wyciągnąć jak 65km - szkoda >:) W Pszczynie dopadł mnie mały głód i pokusiłem się na jakiegoś megachickena - nigdy więcej tego shit'u :| jedynym plusem było zapchanie żołądka. Pogoda dopisała, nie miałem ze sobą aparatu - aj na Hrobaczej były przepiękne widoki. szkoda tylko że jechałem sam :(
z rana standardowo - do pracy, po południu umówiłem się z Monika na przejażdżkę. No i spotkała mnie miła niespodziewajka bo do Moniki wpadł kumpel z Wrocka i nie kręciliśmy sami. Nie wszystko jednak wyszło jak zaplanowaliśmy - planem było 'zdobycie' Kamionki. Po 3 próbach znalezienia właściwej drogi odpuściliśmy. I tak było super.