tatrzańska przygoda
Sobota, 12 września 2009
· Komentarze(2)
Kategoria dwa kółka, górskie eksploracje, nocny marek, więcej kółek
wypad planowany od dawna. udał się w 99%.
start o 4 rano w stronę Kostuchny, wczorajsze kilometry dają sie we znaki, dodatkowo jadę ze sporym obciążeniem, co prawda mam wolne plecy ale jednak ciężka przyczepka hamuje na pierwszych podjazdach. Zaczyna padać deszcz - zły znak ale umówiliśmy się wcześniej z Marcinem, że nawt jeśli będzie padało to i tak pojedziemy. Po 5 docieram na miejsce zbiórki, gdzie czeka na mnie Marcin. Zaczynamy naszą przygodę.
Pierwszy postój na Paprocanach, taki do odsapnięcia i zasilenia brzuchów paliwem; jedziemy do Porąbki praktycznie bez zatrzymywania się. Robimy dłuższy postój bo o ile dotychczas mieliśmy płasko to teraz zaczną się górki na dobre. Mijamy jedną zaporę w Tresnej i na drugiej zaporze (na jez. Żywieckim) postanawiam odchudzić ubranie do krótkiego ubrania - jedzie się o wiele łatwiej. W Korbielowie wcinamy pizze - ostatni tani i ciepły posiłek na trasie. kilka minut drzemki i wbijamy się na Słowację. Prawie przez cały odcienek od przejścia granicznego w Korbielowie do Namestova jedziemy z górki, czasem trafiają się nieliczne krecie kopki. Podziwiamy piękno i ogrom Jeziora Orawskiego ale niezbyt długo. Przejeżdżamy przez dosyć specyficzną krainę: Orawa to w większości obszar rolniczi i choć goispodarstwa są tu małe, raczej biedne to widać, że ludzie bardzo pracowici i powiem szczerze, że widziałem bardzo mało nieużytków, w odróżnieniu do Polski.
Moje pierwsze wrażenia z przyczepką były bardzo pozytywne: odciążone plecy i barki, ciężar przerzucony na nogi; ale im więcej podjazdów pokonywaliśmy tym bardziej bolała pupa - nie, siodełko mam super wygodne - po prostu ciężar przyczepki rozłożony był też na rower i czuć było każdą dziurę.
W końu osiągamy mocno wyczekiwaną granicę i kierujemy się w stronę Doliny Chochołowskiej - naszego celu na dzisiaj. Droga do schroniska bardzo zróżnicowana: początkowo lajtowy asfalcik przerodził się w kamienistą i wyboistą ścieżkę by na końcu stać się błotnistym, przyozdobionym w wystające kamory prawdziwym szlakiem górskim. Na miejscu wcinamy szybko zupkę chińską bo zaczyna już zmierzchać, a jeszcze trzeba znaleźć schronisko. Zanim opuściliśmy dolinę zupełnie się ściemniło, co dodało większego smaczku całej podróży przez ten ciekawy zakątek Tatr. Znajdujemy schronisko i po krótkich :) przygotowaniach padamy rażeni snem.
trasa: Mysłowice - Katowice - Tychy - Cielmice - Świerczyniec - Bojszowy - Miedzyrzecze - Gilowice - Góra - Brzeszcze -Zasole - Kęty - Porąbka - Międzybrodzie Bialskie - Czernichów - Żywiec - Świnna - Jeleśnia - Korbielów - Przełęcz Glinne - Oravska Polhora - Namestovo - Jezioro Orawskie - Trstena - Liesek - Vitanova - Sucha Hora - Chochołów - Witów - Dolina Chochołowska - Kościelisko - Zakopane
start o 4 rano w stronę Kostuchny, wczorajsze kilometry dają sie we znaki, dodatkowo jadę ze sporym obciążeniem, co prawda mam wolne plecy ale jednak ciężka przyczepka hamuje na pierwszych podjazdach. Zaczyna padać deszcz - zły znak ale umówiliśmy się wcześniej z Marcinem, że nawt jeśli będzie padało to i tak pojedziemy. Po 5 docieram na miejsce zbiórki, gdzie czeka na mnie Marcin. Zaczynamy naszą przygodę.
Pierwszy postój na Paprocanach, taki do odsapnięcia i zasilenia brzuchów paliwem; jedziemy do Porąbki praktycznie bez zatrzymywania się. Robimy dłuższy postój bo o ile dotychczas mieliśmy płasko to teraz zaczną się górki na dobre. Mijamy jedną zaporę w Tresnej i na drugiej zaporze (na jez. Żywieckim) postanawiam odchudzić ubranie do krótkiego ubrania - jedzie się o wiele łatwiej. W Korbielowie wcinamy pizze - ostatni tani i ciepły posiłek na trasie. kilka minut drzemki i wbijamy się na Słowację. Prawie przez cały odcienek od przejścia granicznego w Korbielowie do Namestova jedziemy z górki, czasem trafiają się nieliczne krecie kopki. Podziwiamy piękno i ogrom Jeziora Orawskiego ale niezbyt długo. Przejeżdżamy przez dosyć specyficzną krainę: Orawa to w większości obszar rolniczi i choć goispodarstwa są tu małe, raczej biedne to widać, że ludzie bardzo pracowici i powiem szczerze, że widziałem bardzo mało nieużytków, w odróżnieniu do Polski.
Moje pierwsze wrażenia z przyczepką były bardzo pozytywne: odciążone plecy i barki, ciężar przerzucony na nogi; ale im więcej podjazdów pokonywaliśmy tym bardziej bolała pupa - nie, siodełko mam super wygodne - po prostu ciężar przyczepki rozłożony był też na rower i czuć było każdą dziurę.
W końu osiągamy mocno wyczekiwaną granicę i kierujemy się w stronę Doliny Chochołowskiej - naszego celu na dzisiaj. Droga do schroniska bardzo zróżnicowana: początkowo lajtowy asfalcik przerodził się w kamienistą i wyboistą ścieżkę by na końcu stać się błotnistym, przyozdobionym w wystające kamory prawdziwym szlakiem górskim. Na miejscu wcinamy szybko zupkę chińską bo zaczyna już zmierzchać, a jeszcze trzeba znaleźć schronisko. Zanim opuściliśmy dolinę zupełnie się ściemniło, co dodało większego smaczku całej podróży przez ten ciekawy zakątek Tatr. Znajdujemy schronisko i po krótkich :) przygotowaniach padamy rażeni snem.
trasa: Mysłowice - Katowice - Tychy - Cielmice - Świerczyniec - Bojszowy - Miedzyrzecze - Gilowice - Góra - Brzeszcze -Zasole - Kęty - Porąbka - Międzybrodzie Bialskie - Czernichów - Żywiec - Świnna - Jeleśnia - Korbielów - Przełęcz Glinne - Oravska Polhora - Namestovo - Jezioro Orawskie - Trstena - Liesek - Vitanova - Sucha Hora - Chochołów - Witów - Dolina Chochołowska - Kościelisko - Zakopane
łowiecki, corno łowca tyz sam je© hose
Jezioro Orawskie© hose
Jezioro Orawskie z innej perspektywy© hose
Dolina Chochołowska© hose
w drodze do schroniska, Dolina Chochołowska© hose
widoczki z Doliny Chochołowskiej© hose
biwak: rumaki na popasie, w namiocie ciasno, acz przytulnie© hose