najpierw na uczelnię po wpis - no i pani doktor nie było. potem do roboty (5h wysilania jadaczki i oczu). w drodze powrotnej prułem jak dziki ale i tak 4 km przed chatą złapał mnie deszcz.
czas dojazdu do pracy skraca się wprost proporcjonalnie do opóźnienia wyjazdu z domu. dzisiaj pobiłem kolejny (mój) rekord: dystans 21 km połknąłem w 36 min. z powrotem trochę wolniej, nie katowałem się z przyspieszeniem na światłach i marsz po korytarzu wydziału też zrobił swoje.
z rana standardowo do pracy. no może trochę mniej standardowo, średnia z domu na Tauzen - 33.4 km/h. na chwilę obecną najlepsza średnia dojazdu do pracy. dziwne jest tylko to, sam czas dojazdu do pracy był taki sam jak zwykle - to chyba przez te światła :|